Justyna Kowalczyk stosuje podwójne standardy? Norweski dziennik "Dagbladet" poświęcił polskiej biegaczce narciarskiej spory artykuł, podkreślając, że sportsmenka z Kasiny Wielkiej od dłuższego czasu wbija szpilę przyłapanej na dopingu Therese Johaug, zapominając, że sama także wpadła na stosowaniu zabronionych środków.
"Wiele było krytyki i kpin z Therese po jej pozytywnym wyniku testów antydopingowych. Polska biegaczka narciarska napisała nawet, że otwiera popcorn, gdy Komisja Antydopingowa decydowała o 14-miesięcznym zawieszeniu, zmniejszonym później do 13 miesięcy. Wiele osób nazwałoby to hipokryzją. Kowalczyk znalazła się w podobnej sytuacji w 2005 roku, kiedy to w jej organizmie wykryto zakazaną substancję, użytą przez nią do złagodzenia bólu w Achillesach" - czytamy w "Dagbladet".
Afera dopingowa z Johaug w roli głównej wybuchał w październiku ubiegłego roku. W organizmie Norweżki wykryto steryd o nazwie clostebol. Johaug tłumaczyła, że zakazana substancja znajdowała się w kremie, który miała stosować na oparzenia warg. Całą winę wziął na siebie lekarz reprezentacji Norwegii Fredrik Bendiksen.
Tuż po wybuchu afery Kowalczyk zamieściła na Twitterze ironiczny wpis: "Ładne opakowanie tej maści". Załączyła także wymowne zdjęcie z opakowanie kremu na którym wyraźnie widać oznakowanie ostrzegające, że maść zawiera niedozwolone dla sportowców substancje.
http://sport.interia.pl/justyna-kowalcz ... Id,2352230